O mnie

Moje zdjęcie
Mam już swoje lata. Fotografią zainteresowałem się stosunkowo niedawno i można by rzec na starość;-) Ale dopóki zdrowie i kondycja mi pozwalają, włóczę się z aparatem po bagnach, lesie i krzakach, żeby robić to co sprawia mi największą satysfakcję.

wtorek, 28 grudnia 2010

Fotoprzygoda TOP 10 roku 2010

Kiepski ze mnie pamiętnikarz, przez pół roku nic tu nie publikowałem. Zbliża się jednak koniec roku i postanowiłem zrobić podsumowanie moich tegorocznych fotoprzygód.
W moim odczuciu bezwzględnie numerem jeden w tym roku jest kwietniowe spotkanie i sfotografowanie wilków na łące w rezerwacie Pierwos. Tej przygody nie będę opisywał bo zrobiłem to już wcześniej na tym blogu.
 
Numer dwa na mojej liście to sfotografowanie 5 grudnia przy leśnej czatowni, zbudowanej w sierpniu, orła przedniego. Spotkanie było tak niespodziewane i emocjonujące że nie udało mi się zrobić porządnego zdjęcia. W czatowni siedziałem z młodszym kolegą Piotrem. Nastawieni byliśmy na myszołowy i po cichu liczyliśmy na bielika. Nic się nie działo, jedynie od czasu do czasu wylądowała jakaś sójka. Nagle ok 10.30 na pniu po ściętym drzewie 30 metrów  naprzeciw czatowni wylądował duży drapol. Przez siatkę maskującą w szczelinie czatowni wydawało mi się że to młody bielik, syknąłem tylko do Piotra "nie ruszaj obiektywem i nie rób zdjęć". W tym czasie zobaczyłem że ten "bielik " jest jakiś inny. Nigdy wcześniej nie widziałem orła przedniego ale jaki inny ptak drapieżny mógł być wielkości bielika jednocześnie nim nie będąc, nastąpiło olśnienie orzeł przedni i ciarki przeszły mi po grzbiecie. Orzeł poderwał się z pniaka i na nieszczęście wylądował przy padlinie wyłożonej bliżej czatowni. Nie wytrzymałem i puściłem długą serię, usłyszałem że Piotrek robi to samo. Orzeł tego też nie wytrzymał  poderwał się i usiadł na drzewie w odległości 30-40 m, w czasie tego lotu zrobiłem kilka zdjęć od d.... strony, dzięki którym mój kolega rozpoznał wiek ptaka. Po ok 3 min. orzeł ponownie poderwał się do lotu i znowu wylądował przy bliższej przynęcie, w czasie tego lotu zrobiłem znowu kilka zdjęć. Nie robiliśmy już jednak zdjęć ptaka na ziemi bo było to tak blisko (jakieś 15 m) że zapewne znowu skończyłoby się to spłoszeniem . Liczyliśmy że ptak zabawi dłużej i być może zainteresuje się przynętą wyłożoną dalej (25 m) i wtedy będziemy mogli śmielej robić zdjęcia. Orzeł jednak po 2-3 minutach odleciał, wydaje mi się że nie spłoszony naszym zachowaniem. Być może przyczyną było to że padlina zamarznięta była na kamień i z tego powodu była mało atrakcyjna.
Dodam jeszcze że po tym spotkaniu w następnych dniach wykorzystałem jeszcze ostatnie dni mojego urlopu. W czatowni przesiedziałem ok 40 godzin i nie widziałem już tego orła ani śladów jego bytności na śniegu.
Długo zastanawiałem się jakie zdjęcia i związana z nimi przygoda zasługuje na trzecie medalowe miejsce. Padło na zdjęcia traczy nurogęsi sfotografowanych na plaży koło Kuźnicy na Helu. Było to podczas mojego wrześniowego urlopu, który był kompromisem miedzy rodzinnym spędzeniem czasu i fotografowaniem siewkowatych podczas przelotach na wybrzeżu. Podział czasu między wymienione wyżej priorytety był mniej więcej taki: 4.00-9.00 czas dla ptaków, 10.00-23.00 czas dla ukochanej :))))
W jeden z poranków wybrałem się na obchód wybrzeża od strony otwartego morza z Kuźnicy w kierunku Jastarni. Pogoda była bardzo wietrzna, nad lądem było bezchmurne niebo ale na północy nad morzem wisiały ciężkie ciemne chmury. Zaczynało świtać , słońce skryte jeszcze za horyzontem podświetlało od spodu na czerwono chmury nad morzem. Marzyłem żeby w tej scenerii spotkać na brzegu żerujące biegusy które z natury są mało płochliwe i podchodzą na małe odległości do leżącego fotografa. Na brzegu jednak oprócz śmieszek i mew srebrzystych nie było widać innych ptaków. Mewy gdy się do nich zbliżałem podrywały się z dosyć dużych odległości, nie dopuszczając mnie na bliżej jak 50-60 m. Przede mną poderwała się w powietrze kolejna grupka spłoszonych mew ale zauważyłem że na brzegu pozostały dwa ptaki "niemewy". Po oblukaniu przez lornetkę rozpoznałem dwie samice nurogęsi siedzące z wtulonymi w pierze na grzbiecie głowami. W jednym momencie zdjąłem plecak, statyw rozłożyłem do najniższej możliwej pozycji i zacząłem czołganie, pchając przed sobą statyw z aparatem. Podczołgując się co jakiś czas robiłem zdjęcie, starając się tak ustawiać aby w tle mieć podświetlone na czerwono chmury. Nurogęsi większą część tego czasu kimały z wtulonymi w ciało głowami co ułatwiało podczołgiwanie ale nie sprzyjało ciekawym kadrom. W momentach kiedy jednak większa fala podmywała im piórka wstawały na chwilę z podniesioną głową, nie zwracały jednak w tym czasie na mnie uwagi gdyż bardziej pochłonięte były podmywającą je falą. Udało mi się w ten sposób zbliżyć na odległość ok 12-15 m.
Na miejscu czwartym sklasyfikowałem zdjęcie jenota zrobione na początku sierpnia z czatowni pod którą bezskutecznie próbowałem zwabić orlika krzykliwego porcjami rosołowymi z supermarketu. Porcje rosołowe jednak były zjadane. Postanowiłem wiec jednego razu posiedzieć dłużej żeby przyłapać złodziejaszka. Podejrzewałem liska ale około 21.00 pod czatownią zjawił się jenot i porcja po porcji została wyciągnięta spod czatowni i spałaszowana w wysokich trawach poza moim wzrokiem. Nie jestem pewien czy konsumentów nie było dwóch lub trzech, bo wydaje mi się że dosyć szybko następował nawrót po następną porcję :))) Zasiadce towarzyszyła najromantyczniejsza z możliwych atmosfera. Był bardzo ciepły, bezwietrzny, sierpniowy wieczór, koncert na sto tysięcy świerszczy i świadomość że jest się samym w tej pięknej scenerii a do najbliższej ludzkiej osady co najmniej 5 km. Do domu wróciłem grubo po północy.
Miejsce piąte to fotografie wydr na zamarzniętej rzeczce w lesie, powstałe w styczniu. Zdjęciom tym towarzyszyły ekstremalne mrozy, zasiadki nie mogły być długie, bo przy temperaturze dochodzącej do -20 stopni, trudno było w bezruchu wytrzymać dłużej niż 1,5- 2 godziny. Mimo tego z perspektywy czasu, tęsknie do nastroju towarzyszącemu wykonaniu tych zdjęć i na pewno będę fotografował wydry też i w tym roku.
Na szóstym miejscu sklasyfikowałem zdjęcie małego zwierzątka. Powstaniu zdjęcia łasicy pomogła jej ciekawość. Podczas jednej z wycieczek z aparatem do lasu przysiadłem dla odpoczynku na ściętym i przygotowanym do wywozu na leśnej drodze, klocu drewna. Po drugiej stronie drogi stał ustawiony stos drewna opałowego. Siedząc zdjąłem z ramienia torbę i czegoś w niej szukałem. Kątem oka zauważyłem że coś rusza się w stojącym naprzeciw stosie drewna. Z fotograficznego nawyku aparat błyskawicznie znalazł się w dłoniach, choć nie wiedziałem jeszcze dla jakiego powodu :)) Dopiero po kilkunastu sekundach zorientowałem się co rusza się w stosie drewna, była to malutka główka która co raz to w innym miejscu stosu wyglądała i przyglądała mi się ciekawsko. Zwierzątko określiłem jako łasicę, choć mógł to też być gronostaj ale nie udało mi się zobaczyć końca ogonka zwierzątka, po którym mógłbym określić, co to za stworek z takim zainteresowaniem mi się przyglądał.
Miejsce siódme zdjęcie bociana czarnego. Długo na ujęcie hajstry polowałem. Wiedziałem że często żeruje na dużej zalanej łące ale nie było szans na zdjęcie z podchodu. Zbudowałem prowizoryczne ukrycie z trzciny i gałęzi świerkowych, w którym przeleżałem cztery świty, Bez rezultatu. piąta zasiadka podobna była do pozostałych, znowu 3 godziny i znowu nie ma hajstry. Składam sprzęt i wyczołguje się z ukrycia i po prawej stronie w odległości  50 m widzę obiekt moich łowów, stojący na kikucie suchej olchy. Zanim bociek się zerwał zdążyłem jeszcze puścić serię z mojego Canona. 
 Miejsce ósme zdjęcie bielika w bagiennym środowisku. Miejsce od dawna zwróciło moja uwagę ze względu na ciekawy kolor traw rosnących na tym bagnie. Postawiłem na brzegu bagna ukrycie i wyłożyłem przynętę. Na drugiej zasiadce udało mi się zrobić serię zdjęć młodego bielika w scenerii ciekawych kolorystycznie traw.
Miejsce dziewiąte dzik w śnieżnej scenerii. To zdjęcie ma bardzo smutną historię. Nie będę jej tu opisywał. Długi czas myślałem o przeżyciach tego dzika i zawsze było mi bardzo smutno.
Miejsce dziesiąte, kontrowersyjne zdjęcie dla ptasiarza bo gniazdowe ale tę słonkę mało co nie nadepnąłem gdy przypadkowo przechodziłem na skróty przez podmokła brzezinę i tylko skorzystałem z okazji że zaufała w swój kamuflaż. Wiem że wysiedziała cztery pisklęta które być może w przyszłym roku zasilą populację słonki w okolicznych lasach.

I to koniec mojego podsumowania roku 2010. Nie wszystkie przedstawione tu zdjęcia są najwyższych lotów ale są to zdjęcia przy wykonaniu których towarzyszyły mi największe emocje a wspomnienia towarzyszące ich powstaniu pozostaną mi na zawsze.
 


sobota, 12 czerwca 2010

Maj 2010. Plener Popówek, nasi modele.






Zdjęcia które powstały na ptasim plenerze. Światełko nie rozpieszczało ale ciekawych okazji było wiele.
W kolejności od góry:
-Gęgawa z młodymi
-Łabędź krzykliwy.
-Brodziec piskliwy.
-Wrona z rybka, przed chwilą ukradła ją mewie.
-Śmieszka z upolowaną płoteczką.

piątek, 11 czerwca 2010

Maj 2010. Plener Popówek, uczestnicy.






Od 6 do 9 maja byłem na ptasim plenerze w okolicach Iławy. Organizatorem pleneru był pasjonata ptasiej fotografii i zarazem świetny fotograf Zbyszek. Był to już mój trzeci plener w tamtym miejscu. Zawsze chętnie tam jadę ze względu na grono sympatycznych ludzi których tam spotykam, tak samo jak ja zafascynowanych fotografią przyrodniczą. Ponadto okolica gdzie się spotykamy obfituje w ptactwo wodno-błotne tak że można zrobić ciekawe zdjęcia.
Ostatnim razem nie dopisała pogoda, ale i tak jak zwykle humory wszystkim dopisywały a i kilka zdjęć też można było zrobić mimo nie najlepszej aury.
Na zdjęciach od góry:
-Paweł, Andrzej, Przemek powracają z porannej zasiadki
-Uczestnicy pleneru przy ognisku.
-Fotografowanie rzekotki
-Narada przed wyjściem w teren.
-Ja we własnej osobie na porannym fotografowaniu (to zdjęcie zrobił Paweł).

sobota, 5 czerwca 2010

Wiosna 2010. Przylaszczki i huby.






Zestawienie kwiatów z hubami wygląda na dość kontrastowe. Zdjęcia powstały któregoś z kwietniowych dni podczas wypadu z aparatem do lasu.
Przylaszczki to pierwsze masowo kwitnące rośliny w moim lesie. W tym roku ich kwitnięcie rozciągnięte było w czasie i nie było tak widowiskowe. Są jednak wiosny kiedy jest ono gwałtowne a całe poszycie leśne pokrywa się błękitnym dywanem kwiatów.
Huby to owocniki grzybów które żyją na pniach drzew lub martwym drewnie.

2009/2010. Fantasmagorie.






Czasami zrobię zdjęcie które nie wiadomo co przedstawia. Wrzucam je więc do folderu który nazwałem "fantasmagorie". To właśnie niektóre z moich fantasmagorii.

Wiosna 2010. W lesie i na jeziorze




Dzięcioł czarny, sójka i perkozy dwuczube.

piątek, 4 czerwca 2010

Kwiecień 2010. Mieszkańcy łąk szerszym kątem.



Nie udało mi się czajki ani kszyka przechytrzyć na tyle żeby im zrobić twarzowe zdjęcie z bliskiej odległości, więc póki co "środowiskowo" :))))

Marzec 2010. Żurawie.





W lesie, na polach i łąkach leżało jeszcze dużo śniegu gdy 4 marca usłyszałem pierwszy raz w tym roku żurawie. Te majestatyczne ptaki przybywają z zimowisk bardzo wcześnie. Choć Mazury to jeden z chłodniejszych zakątków Polski i wiosna rozpoczyna się tu dużo później niż w centralnej Polsce ale nie wiedzieć czemu żurawie obserwowane są tu wcześniej niż na Mazowszu.

2010 luty/marzec . Pierwsi zwiastuni wiosny






W lutym gdy dni zaczynają się już wyraźnie wydłużać a w południe słoneczko potrafi ogrzać powietrze do ponad 10 stopni zaczynają się pojawiać ptaki które nie zimują na Mazurach. Pierwszym takim ptaszkiem którego zaobserwowałem był kwiczoł, który pojawił się w moim ogrodzie w połowie lutego i stał się regularnym stołownikiem karmika dla sikor. Ulubionym pokarmem tego ptaszka było jabłuszko nabite na gałązkę ogrodowego drzewka. O jabłuszka staczał utarczki z kosem który zimował w moim ogrodzie. Wywiesiłem drugie jabłko w innej części ogrodu tak żeby ptaki nawzajem nie musiały konkurować o pokarm. Każdy teraz siedział całymi dniami na drzewie gdzie miał swoje jabłko i wydziobywał tyle na ile miał ochotę ale wzajemnie nie wchodząc sobie w drogę.
Na początku marca pojawiły się trznadle, które czasami zimują w mojej okolicy ale widocznie ta zima była za ostra i nie widywałem ich w tym roku. Zaraz po trznadlach pojawiły się pliszki, które żartobliwie nazywam trzęsidupki, bo chodząc po ziemi śmiesznie poruszają kuprem.
Na przełomie marca i kwietnia widywałem już zięby i świergotki łąkowe. A później to już zaczęły sie masowe przyloty całego ptasiego towarzystwa.....
Ptaszki na zdjeciach od góry w opisywanej kolejności.

Zima 2009/2010 Pod moją czatownią






Nie pamiętam czy wcześniej pisałem; latem 2009 roku na dużej łące wybudowałem czatownie do fotografowania ptaków, głównie drapieżnych. Jest to zagłębiona w ziemi drewniana szopka z poziomymi szczelinami do obserwacji i fotografowania. Zamaskowałem ją sianem , tak że wygląda jak stóg siana stojący na łące. Od października do połowy marca wykładałem pod nią mięso. Głównie była to dziczyzna, ofiary kolizji drogowych, postrzłki po polowaniach na czas nie odnalezione, padłe z wycieńczenia i zimna leśne zwierzęta, resztki po wilczych ucztach, padłe daniele i odpady poubojowe z pobliskiej fermy danieli i padłe zwierzęta gospodarskie od znajomych rolników , czasami trafiały się ryby od rybaków (głównie stynka). Gdy pod koniec zimy zrobiłem sobie podsumowanie wyłożonej karmy wyszło mi że było tego ok 3 ton. Karma leżała pod czatownią cały czas, nie było okresów aby kiedykolwiek jej tam zabrakło, tak że ptaki były przyzwyczajone do miejsca i myślę że pomogła im ona przetrwać bardzo ostrą tegoroczną zimę. Różnorodność ptaków odwiedzająca moje karmisko nie była duża ale ilościowo już wyglądało to zupełnie inaczej. Szacuję że systematycznie odwiedzało to miejsce 11-12 bielików, 7 myszołowów, ok 50 kruków i ok 15 sójek. Nie mówię o lisach i wilkach których ślady spotykałem przy karmie, których nigdy nie udało mi sie przy niej sfotografować.

Styczeń 2010 co dzieje sie na zamarzniętej rzeczce






Podczas tegorocznego bardzo mroźnego stycznia często odwiedzałem rzeczkę płynącą przez las niedaleko mojego domu. Jest to niewielki ciek łączący dwa jeziora, szer ok 2-3 m i głębokości ok 1 m. Podczas tegorocznej zimy zamarzł na całej długości i jedynie w miejscach gdzie nurt był bystrzejszy, pozostały niezamarznięte "dziury", które gdy temperatura w nocy spadała poniżej -20 stopni też pokrywały się warstewką lodu. "Dziury" te były miejscami w których wydry wychodziły na lód aby skonsumować to co upolowały w wodzie a najczęściej były to żaby które w hibernacji zimowały w lodowatej wodzie. W miejscach tych można było również spotkać bobra, który odwiedzając swoje podwodne spiżarki wystawiał mordkę aby zaczerpnąć powietrza do przepłynięcia następnego odcinka pod lodem. Ciekawe było to że najpierw "dziury" odwiedzał bóbr, kruszył nocny lód, po jakimś czasie pojawiała się wydra i korzystała z przerębli zrobionej przez bobra.

Łączna liczba wyświetleń

Obserwatorzy