W moim odczuciu bezwzględnie numerem jeden w tym roku jest kwietniowe spotkanie i sfotografowanie wilków na łące w rezerwacie Pierwos. Tej przygody nie będę opisywał bo zrobiłem to już wcześniej na tym blogu.
Numer dwa na mojej liście to sfotografowanie 5 grudnia przy leśnej czatowni, zbudowanej w sierpniu, orła przedniego. Spotkanie było tak niespodziewane i emocjonujące że nie udało mi się zrobić porządnego zdjęcia. W czatowni siedziałem z młodszym kolegą Piotrem. Nastawieni byliśmy na myszołowy i po cichu liczyliśmy na bielika. Nic się nie działo, jedynie od czasu do czasu wylądowała jakaś sójka. Nagle ok 10.30 na pniu po ściętym drzewie 30 metrów naprzeciw czatowni wylądował duży drapol. Przez siatkę maskującą w szczelinie czatowni wydawało mi się że to młody bielik, syknąłem tylko do Piotra "nie ruszaj obiektywem i nie rób zdjęć". W tym czasie zobaczyłem że ten "bielik " jest jakiś inny. Nigdy wcześniej nie widziałem orła przedniego ale jaki inny ptak drapieżny mógł być wielkości bielika jednocześnie nim nie będąc, nastąpiło olśnienie orzeł przedni i ciarki przeszły mi po grzbiecie. Orzeł poderwał się z pniaka i na nieszczęście wylądował przy padlinie wyłożonej bliżej czatowni. Nie wytrzymałem i puściłem długą serię, usłyszałem że Piotrek robi to samo. Orzeł tego też nie wytrzymał poderwał się i usiadł na drzewie w odległości 30-40 m, w czasie tego lotu zrobiłem kilka zdjęć od d.... strony, dzięki którym mój kolega rozpoznał wiek ptaka. Po ok 3 min. orzeł ponownie poderwał się do lotu i znowu wylądował przy bliższej przynęcie, w czasie tego lotu zrobiłem znowu kilka zdjęć. Nie robiliśmy już jednak zdjęć ptaka na ziemi bo było to tak blisko (jakieś 15 m) że zapewne znowu skończyłoby się to spłoszeniem . Liczyliśmy że ptak zabawi dłużej i być może zainteresuje się przynętą wyłożoną dalej (25 m) i wtedy będziemy mogli śmielej robić zdjęcia. Orzeł jednak po 2-3 minutach odleciał, wydaje mi się że nie spłoszony naszym zachowaniem. Być może przyczyną było to że padlina zamarznięta była na kamień i z tego powodu była mało atrakcyjna.
Dodam jeszcze że po tym spotkaniu w następnych dniach wykorzystałem jeszcze ostatnie dni mojego urlopu. W czatowni przesiedziałem ok 40 godzin i nie widziałem już tego orła ani śladów jego bytności na śniegu.
Długo zastanawiałem się jakie zdjęcia i związana z nimi przygoda zasługuje na trzecie medalowe miejsce. Padło na zdjęcia traczy nurogęsi sfotografowanych na plaży koło Kuźnicy na Helu. Było to podczas mojego wrześniowego urlopu, który był kompromisem miedzy rodzinnym spędzeniem czasu i fotografowaniem siewkowatych podczas przelotach na wybrzeżu. Podział czasu między wymienione wyżej priorytety był mniej więcej taki: 4.00-9.00 czas dla ptaków, 10.00-23.00 czas dla ukochanej :))))
W jeden z poranków wybrałem się na obchód wybrzeża od strony otwartego morza z Kuźnicy w kierunku Jastarni. Pogoda była bardzo wietrzna, nad lądem było bezchmurne niebo ale na północy nad morzem wisiały ciężkie ciemne chmury. Zaczynało świtać , słońce skryte jeszcze za horyzontem podświetlało od spodu na czerwono chmury nad morzem. Marzyłem żeby w tej scenerii spotkać na brzegu żerujące biegusy które z natury są mało płochliwe i podchodzą na małe odległości do leżącego fotografa. Na brzegu jednak oprócz śmieszek i mew srebrzystych nie było widać innych ptaków. Mewy gdy się do nich zbliżałem podrywały się z dosyć dużych odległości, nie dopuszczając mnie na bliżej jak 50-60 m. Przede mną poderwała się w powietrze kolejna grupka spłoszonych mew ale zauważyłem że na brzegu pozostały dwa ptaki "niemewy". Po oblukaniu przez lornetkę rozpoznałem dwie samice nurogęsi siedzące z wtulonymi w pierze na grzbiecie głowami. W jednym momencie zdjąłem plecak, statyw rozłożyłem do najniższej możliwej pozycji i zacząłem czołganie, pchając przed sobą statyw z aparatem. Podczołgując się co jakiś czas robiłem zdjęcie, starając się tak ustawiać aby w tle mieć podświetlone na czerwono chmury. Nurogęsi większą część tego czasu kimały z wtulonymi w ciało głowami co ułatwiało podczołgiwanie ale nie sprzyjało ciekawym kadrom. W momentach kiedy jednak większa fala podmywała im piórka wstawały na chwilę z podniesioną głową, nie zwracały jednak w tym czasie na mnie uwagi gdyż bardziej pochłonięte były podmywającą je falą. Udało mi się w ten sposób zbliżyć na odległość ok 12-15 m.
Na miejscu czwartym sklasyfikowałem zdjęcie jenota zrobione na początku sierpnia z czatowni pod którą bezskutecznie próbowałem zwabić orlika krzykliwego porcjami rosołowymi z supermarketu. Porcje rosołowe jednak były zjadane. Postanowiłem wiec jednego razu posiedzieć dłużej żeby przyłapać złodziejaszka. Podejrzewałem liska ale około 21.00 pod czatownią zjawił się jenot i porcja po porcji została wyciągnięta spod czatowni i spałaszowana w wysokich trawach poza moim wzrokiem. Nie jestem pewien czy konsumentów nie było dwóch lub trzech, bo wydaje mi się że dosyć szybko następował nawrót po następną porcję :))) Zasiadce towarzyszyła najromantyczniejsza z możliwych atmosfera. Był bardzo ciepły, bezwietrzny, sierpniowy wieczór, koncert na sto tysięcy świerszczy i świadomość że jest się samym w tej pięknej scenerii a do najbliższej ludzkiej osady co najmniej 5 km. Do domu wróciłem grubo po północy.
Miejsce piąte to fotografie wydr na zamarzniętej rzeczce w lesie, powstałe w styczniu. Zdjęciom tym towarzyszyły ekstremalne mrozy, zasiadki nie mogły być długie, bo przy temperaturze dochodzącej do -20 stopni, trudno było w bezruchu wytrzymać dłużej niż 1,5- 2 godziny. Mimo tego z perspektywy czasu, tęsknie do nastroju towarzyszącemu wykonaniu tych zdjęć i na pewno będę fotografował wydry też i w tym roku.
Na szóstym miejscu sklasyfikowałem zdjęcie małego zwierzątka. Powstaniu zdjęcia łasicy pomogła jej ciekawość. Podczas jednej z wycieczek z aparatem do lasu przysiadłem dla odpoczynku na ściętym i przygotowanym do wywozu na leśnej drodze, klocu drewna. Po drugiej stronie drogi stał ustawiony stos drewna opałowego. Siedząc zdjąłem z ramienia torbę i czegoś w niej szukałem. Kątem oka zauważyłem że coś rusza się w stojącym naprzeciw stosie drewna. Z fotograficznego nawyku aparat błyskawicznie znalazł się w dłoniach, choć nie wiedziałem jeszcze dla jakiego powodu :)) Dopiero po kilkunastu sekundach zorientowałem się co rusza się w stosie drewna, była to malutka główka która co raz to w innym miejscu stosu wyglądała i przyglądała mi się ciekawsko. Zwierzątko określiłem jako łasicę, choć mógł to też być gronostaj ale nie udało mi się zobaczyć końca ogonka zwierzątka, po którym mógłbym określić, co to za stworek z takim zainteresowaniem mi się przyglądał.
Miejsce siódme zdjęcie bociana czarnego. Długo na ujęcie hajstry polowałem. Wiedziałem że często żeruje na dużej zalanej łące ale nie było szans na zdjęcie z podchodu. Zbudowałem prowizoryczne ukrycie z trzciny i gałęzi świerkowych, w którym przeleżałem cztery świty, Bez rezultatu. piąta zasiadka podobna była do pozostałych, znowu 3 godziny i znowu nie ma hajstry. Składam sprzęt i wyczołguje się z ukrycia i po prawej stronie w odległości 50 m widzę obiekt moich łowów, stojący na kikucie suchej olchy. Zanim bociek się zerwał zdążyłem jeszcze puścić serię z mojego Canona.
Miejsce ósme zdjęcie bielika w bagiennym środowisku. Miejsce od dawna zwróciło moja uwagę ze względu na ciekawy kolor traw rosnących na tym bagnie. Postawiłem na brzegu bagna ukrycie i wyłożyłem przynętę. Na drugiej zasiadce udało mi się zrobić serię zdjęć młodego bielika w scenerii ciekawych kolorystycznie traw.
Miejsce dziewiąte dzik w śnieżnej scenerii. To zdjęcie ma bardzo smutną historię. Nie będę jej tu opisywał. Długi czas myślałem o przeżyciach tego dzika i zawsze było mi bardzo smutno.
Miejsce dziesiąte, kontrowersyjne zdjęcie dla ptasiarza bo gniazdowe ale tę słonkę mało co nie nadepnąłem gdy przypadkowo przechodziłem na skróty przez podmokła brzezinę i tylko skorzystałem z okazji że zaufała w swój kamuflaż. Wiem że wysiedziała cztery pisklęta które być może w przyszłym roku zasilą populację słonki w okolicznych lasach.
I to koniec mojego podsumowania roku 2010. Nie wszystkie przedstawione tu zdjęcia są najwyższych lotów ale są to zdjęcia przy wykonaniu których towarzyszyły mi największe emocje a wspomnienia towarzyszące ich powstaniu pozostaną mi na zawsze.
Właśnie kilka dni temu rozmawiałem z kolegami o słonce, podobno znane są tylko dwa przypadki znalezienia gniazda tego gatunku.
OdpowiedzUsuńJestem pod wrażeniem Twojego blogu, przyjemnie się go czyta,bardzo interesujacy, no i super fotki. Dodałem bloga do ulubionych, będę tu wracał.
Serdecznie pozdrawiam
Marek Betlejewicz z Elblaga.
Wydaje mi się że musiałeś pomylić słonkę z innym ptakiem. Fakt że trudno ją wypatrzeć na ziemi, ze względu na kamuflaż ale jak uda się już dostrzec, najczęściej są to samice siedzące na gniazdach. Większość sfotografowanych słonek to zdjęcia gniazdowe. bardzo mi miło że zainteresowały ciebie moje opisy i zdjęcia :-)
OdpowiedzUsuńBardzo dobre foty! Sam trochę filmuję przyrodę więc wiem ile poświęcenia trzeba by był efekt. Teraz właśnie mam zamiar sfilmować wydrę. Czy potrzebne jest jakieś szczególne miejsce, czy bardziej łut szczęścia w wydrzych miejscach?
OdpowiedzUsuńUważam że jest teraz najlepszy czas na obserwację wydr. Najlepiej znaleźć ciek gdzie stwierdzone jest występowanie wydry. Najlepsza pora gdy rzeczka jest zamarznięta. Spenetrować dłuższy odcinek rzeczki, na pewno znajdzie się miejsce gdzie jest szybszy nurt i rzeczka nie zamarzła, gwarantuję że w takim miejscu znajdzie się ślady wydry, odchody, resztki pokarmu, lub ślady krwi. Zaczaić się w takim miejscu i uzbroić się w cierpliwość. Zdarzało mi się że po pół godziny pojawiała się polująca wydra ale częściej było tak że zasiadka była bez efektu. Jeżeli pojawi się wydra gwarantowane że zabawi dłużej, będzie nurkowała, odpoczywała na lodzie, jadła upolowaną zdobycz.
UsuńPozdrawiam i cieszę się że wzbudziło zainteresowanie ;-))