O rozpoczęciu budowy tej żeremi wiedziałem już w zeszłym roku. Bobry zaczęły ją budować pod koniec lata, czyniąc jednocześnie na stromym brzegu jeziora niezłą demolkę
Zimą była to już potężna budowla. Chodząc po lodzie widać ją było z daleka.
Żeby ściąć tyle drzew a potem ułożyć z nich porządny kopiec potrzeba zapewne było dużo czasu. Nigdy jednak nie spotkałem tam bobra nie słyszałem nawet trzasku obalanego drzewa i plusku wody gdy spadało do wody a mieszkam od tego miejsca 500m. Cała praca musiała odbywać się w nocy i być dobrze zorganizowana. Wiosną pływając łódką po jeziorze wydawało się że żeremie jest niezamieszkane ale obok na grubym dębie widać było świeże ślady żerowania bobra
Kusiło mnie aby przyłapać bobry na nocnym urzędowaniu. Jedynym sposobem było fotografowanie z lampą błyskową . Było prawie ciemno gdy zauważyłem dwa bobry płynące wzdłuż brzegu. Mimo że miałem włączone wspomaganie AF lampą błyskowa, z wielkim trudem udało mi się ustawić ostrość na płynącym bobrze. Zwierze jakby nie zwracało uwagi na błyski i spokojnie płynęło przed siebie, chyba jednak bacznie przyglądał się miejscu skąd coś błyskało.
Szybko zapadły całkowite ciemności. O aktywności bobrów świadczyły tylko pluski w wodzie i chrupanie ich zębów na pniach drzew. O zdjęciach nie było co marzyć.
O mnie
- majcz
- Mam już swoje lata. Fotografią zainteresowałem się stosunkowo niedawno i można by rzec na starość;-) Ale dopóki zdrowie i kondycja mi pozwalają, włóczę się z aparatem po bagnach, lesie i krzakach, żeby robić to co sprawia mi największą satysfakcję.
Zajrzyj na te strony
wtorek, 3 maja 2011
niedziela, 1 maja 2011
Denerwujący brak umiejętności.
W ten weekend miałem być nad morzem na krajobrazowym plenerze u Małgosi. Wyjazd był jednak niemożliwy. Nic nie stało jednak na przeszkodzie żeby odwiedzić z aparatem moje ulubione ostatnio miejsce.
Pogoda w sobotę była piękna. Słoneczny dzień, choć niezbyt ciepły. Pod wieczór zrobiły się piękne warunki do fotografowania. Niebo lekko się zamgliło a powietrze zrobiło się pomarańczowe.
Przy czatowni byłem krótko po siedemnastej. Wyćwiczone czynności: ubieram wodery, porcja rosołowa na trzciny, tym razem przywiązana sznurkiem do kołka wbitego w dno jeziora, wodery z nóg, karimata, statyw i aparat do czatowni i już kładę się w mojej budce.
Na jeziorze jest dzisiaj jednak inaczej niż za każdym poprzednim razem. Pierwszy dzień sezonu szczupakowego, ponadto pierwszy dzień długiego weekendu. Na wodzie jest kilkanaście łódek, wędkarze czeszą blachami jezioro, po wodzie niosą się rozmowy wędkarskie. Podsłuchałem nawet primaaprilusowy żart z jednej z wędkarskich gazet o wprowadzaniu do polskich wód super atrakcyjnej wędkarsko ryby o głowie szczupaka i ogonie węgorza dorastającej do 100 kg !! :)))
Ale ma być o ptakach.
Leżąc w budce myślałem o sensie czatowania w takich niespokojnych warunkach, na ptaka z natury ostrożnego. Położyłem się nawet na wznak i oddałem się marzeniom o fotograficznym sprzęcie westchnień; teleobiektyw 400/2,8 , do tego 24-105/4 nie lepiej 24-70/2,8 , body chyba....... . z zamyślenia wyrwał mnie nagły szelest trzcin. Obracam się na bok patrzę w dziurkę obserwacyjną, jest mój znajomy. Wylądował jednak w innym miejscu niż zwykle, trochę dalej od przynęty ale też w obrębie wygniecionych trzcin. Jest jakiś niespokojny, ale wydaje mi się że nie z powodu tego co dzieje się na wodzie, tylko raczej z powodu czegoś co jest w powietrzu. Cały czas patrzy do góry, ja jednak nic nie widzę, nad sobą mam dach z trzcin.
Ostrość jednak mam ustawioną na ptaka, włączone Al Servo i palec w gotowości do uruchomienia spustu migawki. Ptak stoi jednak jak zamurowany, od patrzenia w wizjer cierpnie mi powieka i gałka oczna :)
Próba cierpliwości kończy się po około 15 minutach. Błotniak zrobił kilka kroków po leżącej trzcinie i poderwał sie w kierunku porcji rosołowej. Na to czekałem, staram sie mierzyć środkowym punktem AF w głowę ptaka i naciskam spust migawki z całej siły jakbym chciał wycisnąć z aparatu więcej klapnięć niż dała mu fabryka.W czasie tego krótkiego lotu aparat "wyprodukował" 8 klatek. Super okazja została jednak zmarnowana. Każde ze zdjęć ma jakiś feler.
Albo tu dlaczego, gdy ptak zmieścił się już w kadrze i ostrość była tam gdzie należy kompozycja wyszła taka gó......iana.
Obraziłem się na Canona że produkuje takie badziewiaste aparaty a na błotniaka że nie chce pozować tak jak sobie życzę. Ale jeszcze pokażę że takim byle jakim sprzętem można sfotografować tak krnąbrnego ptaka ;-) ;-)
Pogoda w sobotę była piękna. Słoneczny dzień, choć niezbyt ciepły. Pod wieczór zrobiły się piękne warunki do fotografowania. Niebo lekko się zamgliło a powietrze zrobiło się pomarańczowe.
Przy czatowni byłem krótko po siedemnastej. Wyćwiczone czynności: ubieram wodery, porcja rosołowa na trzciny, tym razem przywiązana sznurkiem do kołka wbitego w dno jeziora, wodery z nóg, karimata, statyw i aparat do czatowni i już kładę się w mojej budce.
Na jeziorze jest dzisiaj jednak inaczej niż za każdym poprzednim razem. Pierwszy dzień sezonu szczupakowego, ponadto pierwszy dzień długiego weekendu. Na wodzie jest kilkanaście łódek, wędkarze czeszą blachami jezioro, po wodzie niosą się rozmowy wędkarskie. Podsłuchałem nawet primaaprilusowy żart z jednej z wędkarskich gazet o wprowadzaniu do polskich wód super atrakcyjnej wędkarsko ryby o głowie szczupaka i ogonie węgorza dorastającej do 100 kg !! :)))
Ale ma być o ptakach.
Leżąc w budce myślałem o sensie czatowania w takich niespokojnych warunkach, na ptaka z natury ostrożnego. Położyłem się nawet na wznak i oddałem się marzeniom o fotograficznym sprzęcie westchnień; teleobiektyw 400/2,8 , do tego 24-105/4 nie lepiej 24-70/2,8 , body chyba....... . z zamyślenia wyrwał mnie nagły szelest trzcin. Obracam się na bok patrzę w dziurkę obserwacyjną, jest mój znajomy. Wylądował jednak w innym miejscu niż zwykle, trochę dalej od przynęty ale też w obrębie wygniecionych trzcin. Jest jakiś niespokojny, ale wydaje mi się że nie z powodu tego co dzieje się na wodzie, tylko raczej z powodu czegoś co jest w powietrzu. Cały czas patrzy do góry, ja jednak nic nie widzę, nad sobą mam dach z trzcin.
Ostrość jednak mam ustawioną na ptaka, włączone Al Servo i palec w gotowości do uruchomienia spustu migawki. Ptak stoi jednak jak zamurowany, od patrzenia w wizjer cierpnie mi powieka i gałka oczna :)
Próba cierpliwości kończy się po około 15 minutach. Błotniak zrobił kilka kroków po leżącej trzcinie i poderwał sie w kierunku porcji rosołowej. Na to czekałem, staram sie mierzyć środkowym punktem AF w głowę ptaka i naciskam spust migawki z całej siły jakbym chciał wycisnąć z aparatu więcej klapnięć niż dała mu fabryka.W czasie tego krótkiego lotu aparat "wyprodukował" 8 klatek. Super okazja została jednak zmarnowana. Każde ze zdjęć ma jakiś feler.
Co za pech że błotniak ma takę dużą rozpiętość skrzydeł :((
A tu dlaczego Canon nie przewidział że ptaki można fotografować w kadrach pionowych i dlaczego wbrew zamierzeniom fotografa, aparat uparcie nie chciał ustawić ostrości na głowie ptaka :((
Obraziłem się na Canona że produkuje takie badziewiaste aparaty a na błotniaka że nie chce pozować tak jak sobie życzę. Ale jeszcze pokażę że takim byle jakim sprzętem można sfotografować tak krnąbrnego ptaka ;-) ;-)
Subskrybuj:
Posty (Atom)
Archiwum bloga
-
▼
2011
(15)
- ► października (2)
-
►
2012
(13)
- ► października (2)
-
►
2013
(16)
- ► października (1)
-
►
2014
(12)
- ► października (1)