O mnie

Moje zdjęcie
Mam już swoje lata. Fotografią zainteresowałem się stosunkowo niedawno i można by rzec na starość;-) Ale dopóki zdrowie i kondycja mi pozwalają, włóczę się z aparatem po bagnach, lesie i krzakach, żeby robić to co sprawia mi największą satysfakcję.

czwartek, 27 października 2016

Wilcza Łąka


Ostatni raz robiłem tu zasiadkę w kwietniu tego roku. W czwartek po południu 20 października postanowiłem zobaczyć co się tam dzieje. Byłem z kolegą. Szałas służący za czatownię zrobił się ażurowy, ze świerkowych gałęzi obleciały wszystkie igły. Przednia ściana z siatki maskującej trzymała się nieźle. W środku pozostało od wiosennej zasiadki wędkarskie krzesełko, które spisałem już na straty bo zapomniałem gdzie je zostawiłem, wystarczyło tylko zrzucić z niego, grubą warstwę świerkowych suchych igieł.
Usiedliśmy i siedzimy, oko się przymyka. Nagle mój kolega, szturcha mnie w ramię, coś zobaczył pod świerkami po przeciwnej stronie łąki. Rzeczywiście, dosyć duży szary zwierz, chyba wilk. Gdy przykładam oko do aparatu ginie mi jednak z widoku. Po pewnym czasie w tym miejscu znowu coś się poruszyło, patrzę przez wizjer aparatu, teleobiektyw „przybliża”, to głowa wilka leżącego w trawie pod świerkiem.. Liczymy że wstanie i pokaże się w całej okazałości, nic z tego leży, czasami usiądzie i się drapie, czas mija światła ubywa.
Wpadam na pomysł aby zawyć. Kilka sekund po moim nieudolnym naśladowaniu wilczej mowy obserwowany wilk wstaje i z zaciekawieniem patrzy w naszym kierunku, prawie w tym samym momencie ze świerczyny wychodzą jeszcze cztery wilki i wszystkie razem zaczynają wyć.  

To młode tegoroczne wilki, są w opłakanym stanie, z mocno zaawansowanym świerzbem, jeden na ogonie nie ma już sierści a na zadzie widać rozległe gołe płaty skóry, pozostałe z dużymi ubytkami sierści w różnych częściach ciała. Przysiadują i często się drapią. Pokręciły się po łące a po kilkunastu minutach wróciły na skraj lasu i położyły się w trawie. Ponieważ zaczęło szarzeć, po cichu wyszliśmy z szałasu i zakończyliśmy fotołowy.

W niedzielę rano 23 października postanowiłem znowu spróbować szczęścia w tym samym miejscu, tym razem byłem sam. Gdy dochodziłem do szałasu, na łące usłyszałem jakieś odgłosy. Mogły to być zarówno pochrząkiwania dzików podczas buchtowania lub warczenie wilków. Cichutko wszedłem do ukrycia. W odległości ok.100 m zobaczyłem szybko przemieszczających się kilka sylwetek. Były to na pewno wilki. Chciałem aby na łące pozostały jak najdłużej, bo było jeszcze za ciemno na fotografowanie. Lecz jeszcze po szarówce wilki zeszły z łąki do lasu. Byłem zawieziony. Pomyślałem; być może mnie zwietrzyły, było bezwietrznie i mój zapach mógł snuć się po całej łące. Siedziałem w szałasie i myślałem „co by było gdyby było”. Zrobiło się już całkiem jasno, patrzę w dziurkę aparatu, ustawiam iso 400, przysłonę 4, czas 1/100 sek , idealnie naświetlony kadr. Czemu teraz nie ma wilków!!!!! 
Przypomina mi się fortel z wyciem. Wyję raz, nic, po pół minucie drugi raz, na skraj lasu zaczynają wychodzić wilki.

Nie wierzę własnym oczom, jest ich dużo, nie mogę policzyć, rozbiegają się po łące. Młode zaczynają się gonić, kłaść i pozorować walki, słyszę warczenie i poszczekiwanie. Starsze czujne, stoją na skraju i obserwują łąkę. Od czasu do czasu któryś wyjdzie na łąkę. Tak dużo się dzieje że nie wiem na czym mam się skupić. Jakby tego było mało, nad watahą zaczyna krążyć kilka kruków, być może w lesie leżą jakieś resztki po nocnej uczcie. Z pazerności wyję jeszcze raz w nadziei że może któreś podejdą bliżej ale efekt jest odwrotny od zamierzonego. Bawiąca się młodzież wycofuje się na skraj lasu i skupia się wokół starszych wilków a po chwili cała wataha znika w lesie. Na moment przed tym udaje mi się zrobić zdjęcie, chyba całej rodzinie, dzięki któremu mogłam policzyć ile widziałem wilków, wcześniej było to niemożliwe z powodu mojej „wilczej gorączki” i ruchliwości wilków. Do końca nie jestem jednak przekonany czy udało mi się zmieścić w kadrze wszystkie wilki.
Na koniec jeszcze spostrzeżenia na temat wilków które obserwowałem w poprzednich latach. Cały czas samcem alfa jest duży ciemny basior którego pierwszy raz zobaczyłem w 2013 roku. Jego towarzyszką jest bardzo jasna wadera, młodzież darzyła ja wyjątkowymi względami, często do niej podbiegając i liżąc ją po pysku, zresztą z wzajemnością. Wydaje mi się że przewodnictwo watahy nie zmieniło się przynajmniej od stycznia/lutego 2013 bo podobne zachowania i stosunki w watadze obserwowałem w tamtym czasie.  




niedziela, 11 września 2016

Moje miejsce na ziemi.

Kocham tę ziemię, kocham to miejsce, zresztą jak nie można tego kochać.


Łączna liczba wyświetleń

Obserwatorzy