O mnie

Moje zdjęcie
Mam już swoje lata. Fotografią zainteresowałem się stosunkowo niedawno i można by rzec na starość;-) Ale dopóki zdrowie i kondycja mi pozwalają, włóczę się z aparatem po bagnach, lesie i krzakach, żeby robić to co sprawia mi największą satysfakcję.

piątek, 27 kwietnia 2012

Wyprawa nad Biebrzę

Dzięki uprzejmości Kasi znowu trafiła się okazja uczestniczenia w plenerze. Tak jak w zeszłym roku zakwaterowani byliśmy w fajnym dworku Baranówka, koło Goniądza. Większość uczestników była tam już w czwartek 19 kwietnia, mnie zatrzymały sprawy rodzinne i wyjechałem w piątek rano. Deszcz lał jak z cebra ale prognozy na popołudnie były optymistyczne. Na miejscu byłem około dziesiątej, przestało padać a w chmurach zrobiły się nawet dziury. W Baranówce czekał już na mnie Krzysiek który oblukał teren i jeszcze w czasie kiedy jechałem telefonicznie meldował "są Bataliony". Spakowaliśmy manatki i choć było południe postanowiliśmy zaczaić się na Bataliony. Niestety pora byłą już nie ta i widzieliśmy tylko stada ptaków fruwające gdzieś w oddali.


 W powrotnej drodze uwagę naszą zwróciły Pliszki Żółte, fruwające wzdłuż gruntowej drogi którą jechaliśmy. Krzychowi udał się zrobić fajne zdjęcie Pliszki która zapozowała z bliskiej odległości na źdźble trawy, ja nie miałem takiego szczęścia i zrobiłem Pliszkę zapieprzającą po ziemi.


 Pod wieczór przeprawiliśmy się przez Biebrzę mostem w Goniądzu i zrobiliśmy zasiadkę na rozległych łąkach nadbiebrzańskich. Krzysiek wypatrzył wilczą kupę (on już tak ma że wilki to jego obsesja). Siedząc na skraju łąki rozmarzyliśmy się; jakby to było fajnie gdyby w pięknym zachodzącym słońca wybiega Łoś a za nim wataha Wilków i całe towarzystwo pędzi wprost na nas a my robimy zdjęcia całymi seriami. Łoś wyszedł, najpierw jeden, potem drugi ale wilki się nie pokazały ;-)



Dzień drugi, pobudka o trzeciej rano. Bataliony nie dają nam spokoju, grzejemy znowu do Kopytkowa. Kładziemy się pod siatkami na batalionowej łące. Jest gęsta mgła, bataliony majaczą w niej jakieś 50 metrów od nas, wschodzące słońce zaczyna rozpraszać mgłę i gdy wydaje się że to tylko kwestia minut aby ptaki zapozowały przed obiektywem, nagle podrywają się spłoszone. Co jest grane? Leżeliśmy bez ruch pod siatkami, po chwili wszystko się wyjaśnia za naszymi plecami słychać głosy, za chwilę widzimy trzech fotografów, którzy z podchodu chcieli fotografować ptaki :))))))) Rozstawili krzesełka wędkarskie, statywy i wypasiony sprzęt, nam pozostało tylko powiedzieć "cześć" i się zwijać. Później zajarzyliśmy że to przecież sobota i ludziska mają weekend. Położyliśmy się jeszcze na innej łączce ale na osłodę z dalszej odległości pofotografowaliśmy tylko parę tokujących Rycyków.


 Z Kopytkowa przez Czerwone Bagno biegnie żółty szlak na Wilczą Górę. Nie zdając sobie sprawy na co się porywamy, postanowiliśmy przejść ten odcinek. To tylko niecałe 4 km. Pani Rumcajsowa u której kupiliśmy bilet wstępu do Parku Narodowego, poradziła tylko abyśmy wzięli kije do sondowania bagna i całe szczęście że jej posłuchaliśmy.


Nie będę opisywał katuszy jakie przeżyliśmy na szlaku, z dumą napiszę tylko że przeszliśmy tam i z powrotem 8 km z doskonałym :))) czasem........ prawie 8 godzin :)))))))). Największym problemem na szlaku był brak miejsca aby sobie usiąść i odpocząć, wszędzie woda i błoto, jakim dobrodziejstwem były dwa pniaki po wyciętych brzozach, jedyne miejsce na całym szlaku gdzie można było usiąść.


Gdy wróciliśmy do kwatery Krzysiek "walnął" się na łóżko i usnął kamiennym snem ja jeszcze wykrzesałem resztki sił aby być jeszcze raz na tej samej łące gdzie wczoraj marzyliśmy o Łosiach i Wilkach. Tym razem nie widziałem nawet łosi ale po drodze zaobserwowałem Orlika Grubodziobego (pierwsza moja obserwacja tego ptaka).


Dzień trzeci, znowu pobudka o trzeciej, z łóżka jakoś ciężko się podnieść. Myśl o Batalionach jednak robi swoje i jeszcze po szarówce leżymy pod siatkami, w innym jednak miejscu niż wczoraj. Po bagnie w odległości 200 metrów snują się dwa Łosie, raz w jedną raz w drugą stronę. Za cholerę jednak nie zbliżają się na odległość "portretową".


 W pobliżu ląduje bociek i na skraju bagna zaczyna polowanie na piskorze. Bardzo sprawnie mu to idzie, naliczyłem 7 zjedzonych ryb.


 Połykając każdego kolejnego piskorza widać jak ryba rusza się w przełyku zanim dotrze do żołądka. Bociek przechodzi między mną a Krzysiem.


 Zaczyna mżyć. Zbieramy klamoty i wracamy na kwaterę. Bataliony muszą poczekać do przyszłego roku. Wracając, przy samej drodze, spostrzegam prawie skończone gniazdo Remiza. Za chwilę pojawia się samczyk z kłębuszkiem wierzbowej "waty" i utyka ją w niedokończone fragmenty gniazdka. Robimy kilka zdjęć, ostatnich na tym plenerze.


 Około szesnastej jestem w domu, zmęczony fizycznie, wypoczęty psychicznie. Taka była tegoroczna wyprawa nad Biebrzę.
Szczególne podziękowanie dla Kasi dzięki której mogłem tam znowu być.

Łączna liczba wyświetleń

Obserwatorzy